Sławomir Trzybiński (rocznik 1963), pszczelarz zawodowy i publicysta, z pszczołami związany od urodzenia. A to za sprawą ojca, Jerzego, który pierwsze dwa ule kupił kilka lat przed przyjściem Sławomira na świat (wykonane jeszcze przed wojną, Warszawskie zwykłe, wciąż są użytkowane). Później pasieka była powoli powiększana, by w momencie podejmowania przez przyszłego zawodowca pierwszych życiowych decyzji liczyć kilkanaście pni.
Przełomowym wydarzeniem była lekcja przyrody w VI klasie szkoły podstawowej, na której miała być omawiana biologia pszczół i ich znaczenie gospodarcze. Sławomir, przy wydatnej pomocy ojca opracował skrupulatnie te zagadnienia i lekcję prowadził wspólnie z nauczycielką. Wtedy zaiskrzyło to „coś” między nim a pszczołami. Chłopięce plany zostania lotnikiem, strażakiem lub milicjantem zostały odstawione do kąta. Z długiej listy zawodów pozostał jeden: już wiedział, że w życiu dorosłym będzie pszczelarzem.
Gdy przychodziła wiosna, pomagał ojcu w pasiece, początkowo wykonując proste prace, później te bardziej odpowiedzialne. Następnie była Pszczela Wola i studia na Wydziale Zootechnicznym SGGW. Po studiach krótki okres pracy w Zakładzie Hodowli Owadów Użytkowych SGGW na stanowisku asystenta. W czasie wakacji szkolnych i studenckich oraz urlopów wypoczynkowych wyjazdy na praktyki i staże do pasiek austriackich, niemieckich, belgijskich, francuskich, skandynawskich i oczywiście polskich. Kolejnym etapem było przejęcie rodzinnej pasieki, znacznie już powiększonej, oraz dalsza jej rozbudowa.
Jak sam twierdzi, powodzenie w pracy, zarówno producenckiej jaki i publicystycznej, jest efektem nie tyle własnej dociekliwości, ile kontaktów z „najlepszymi tego świata”, oczywiście w dziedzinie pszczelarstwa. Począwszy od pierwszego nauczyciela, ojca, przez nauczycieli w Technikum Pszczelarskim i na studiach, pszczelarzy praktyków i amatorów, aż do redaktorów wydawnictw pszczelarskich i pszczelarskich działaczy. Szczególnym rozdziałem były cztery lata pracy w SGGW, w zespole kierowanym przez luminarzy światowej nauki pszczelarskiej, profesorów Jerzego Woyke i Zygmunta Jasińskiego. To im zawdzięcza poznanie „od podszewki” zasad pracy naukowo – badawczej, genetyki i hodowli, oraz teorii i szerokiej praktyki sztucznego unasienniania matek pszczelich. Wtedy też zaczęła się jego przygoda z publicystyką, w prasie pszczelarskiej i rolniczej.
Obecnie, oprócz pracy w domowym zaciszu nad kolejnymi tekstami o pszczołach, prowadzi pasiekę, której głównymi produktami są odkłady i matki pszczele. „Pszczół nigdy nie za wiele” i „najlepszym lekarstwem na problemy – pasieka”, to dwie jego najważniejsze dewizy życiowe.
Historyk amator oraz miłośnik kolei i turystyki, zwłaszcza rowerowej. Przede wszystkim jednak pszczelarz, tak z zamiłowania, jak i z zawodu.